OSM Czarnków, deser ryżowy Czaruś: o smaku toffi, o smaku waniliowym
Tradycyjnego ryżu na mleku nienawidzę. Ale nigdy wcześniej nie próbowałam deserów ryżowych. A że akurat taki znalazł się w mojej lodówce...
Nie spodziewałam się, że Czaruś mnie zaczaruje, ale nie myślałam też, że będzie... no, właśnie.
A więc tak. Po otwarciu kubeczka miałam ochotę natychmiast go zamknąć. Dlaczego? Ano dlatego, że wnętrze wyglądało, jakby tam gołąb narzygał. Zapachu jako takiego nie było, wyczułam jedynie chemiczną woń taniego słodzika.
Mimo, że nie masa nie zachęca do jedzenia, spróbować trzeba. Ale tylko jeśli chce się koniecznie napisać recenzję.
Sos jest taki jakiś nijaki. Przezroczysty, blady, rzadki, o smaku słodkim, w żadnym jednak razie nie waniliowym czy toffi. Ryżu producent zdecydowanie pożałował, a ten, który jednak tam był, był niedobry. Sama nie wiedziałam, czy jest rozgotowany czy surowy. Takie 2w1. Glut, który wszystko to próbował skleić w całość był o smaku cukru i żadnym innym. Czasem wyjadam cukier puder łyżkami prosto z opakowania, więc niewiele jest rzeczy, które słodkością mnie powalają, ale Czarusiowi się to udało. Niech jednak nie liczy, że pokonanie mnie doda my kilka punktów, oo nie.
Pewnie zdziwi was, że nie podzieliłam tekstu na dwie części, ale nie widzę sensu. Smaki niczym się od siebie nie różnią, choć mam wrażenie, że toffi jest słodszy, o ile to w ogóle możliwe.
Na sam koniec odsyłam do reklamy, której profesjonalizm i budżet odpowiada produktowi reklamowanemu. Po prostu strzał w stopę.
No tak, prawie zapomniałam o ocenie, choć tej można się spodziewać.